You are currently viewing Myszka tralaliszka

Myszka tralaliszka

Chodźcie, opowiem Wam, jak to szara myszka tralaliszka, co to wychylać się nie lubi, a na cud z nieba chętnie poczeka w swoim ciemnym kątku tralalątku (znacie pana Tralisława?), zaczęła odważniej działać. Zaczęło się to tak…

Siedzieliśmy w kręgu. Kilkoro małżeństw formujących się od kilku lat w Domowym Kościele. Był to czas dzielenia się Słowem Bożym. Ktoś przeczytał: „To zaś, co niegdyś zostało napisane, napisane zostało i dla naszego pouczenia, abyśmy dzięki cierpliwości i pociesze, jaką niosą Pisma, podtrzymywali nadzieję.” (Rz, 15,4). Ja usłyszałam słowa obietnicy. Skierowane wprost do mojego serca. Cierpliwość i pocieszenie! Jak bardzo tego poszukiwałam! Było dla mnie jasne, że Bóg zaprasza mnie do rozważania Jego Słowa. W formacji w Domowym Kościele regularne Studium Pisma Świętego jest jednym z kilku zobowiązań, w mojej formacji – nie istniało. Okropnie się z tym męczyłam. Ale teraz słowa Pana były tak wyraźne, że nie mogłam się dłużej opierać. Ileż razy błagałam Boga o cierpliwość i pocieszenie! Teraz odpowiadał mi swoim Słowem – to mi wystarczyło. Wyprostowałam się na krześle i podjęłam decyzję – postanowiłam się posłuchać.

Ale od czego zacząć? Czułam się zagubiona. Podpytywałam męża o jego drogę i praktykę, wstukiwałam na klawiaturze pytania w stylu: „jak zacząć?”, i szukałam swojej własnej drogi. Wkrótce znalazłam – bardzo kobiecą – sięgnęłam na regał po zapomnianą przeze mnie książkę „Kobiety Starego Testamentu” i zaczęłam czytać. Pierwszą postacią była Rebeka, która stała się patronką mojej drogi wzrostu. Ileż było w niej determinacji, by wypełnić Boże proroctwo, które otrzymała od Pana będąc w ciąży z Jakubem i Ezawem. „Starszy będzie sługą młodszego” (Rdz 25,23) – te słowa pchały ją do działania. Rebeka uknuła niezły spisek, by zamysł Pana, o otrzymaniu błogosławieństwa przez jej młodszego syna, stał się rzeczywistością (o tej intrydze przeczytacie tu: Rdz 27,1-17).

Byłam zszokowana. Jak to? To trzeba działać, żeby wola Pana się wypełniła?? Przecież On sam przeprowadza swoją wolę! Ja dotychczas czekałam. Trwałam w ciągłym oczekiwaniu, aż Bóg wypełni pragnienia mojego serca. Oczywiście byłam gotowa na współpracę, ale…na siedząco. „Jestem gotowa. Jak już mi wszystko uszykujesz, to ja pójdę, Panie.” – rozumiecie? Bóg, historią Rebeki, wyciąga mnie z marazmu – w który nadal jeszcze lubię się zatopić – stawia na nogi i klepiąc zachęcająco w plecy mówi:

Śmiało. Idź, idź.”

– Ale tam nic nie ma, Panie.” – myślę sobie nie widząc całej drogi.

Ale staram się iść trzymając Go za Słowo.

Dzięki tej zachęcie, odważyłam się być bardziej proaktywną – wykorzystywać szanse i rozwiązywać problemy. Nie myślcie sobie, że ta myszka stała się od razu przebojową kocicą, i też nie o to idzie, by tak było, by mysz była kotem. Ale od początku… Byłam kilka miesięcy po trzecim porodzie a zbliżająca się jesień ciążyła nade mną i przygnębiała. Obezwładniała mnie perspektywa tkwienia z dziećmi w domu podczas wlekących się w nieskończoność ponurych dni (córki nie chodzą do placówek). Nie miałam planu ani pomysłu, a obawa przed jazdą samochodem i brak doświadczenia zabierały możliwość dołączenia do lokalnych grupowych spotkań rodziców. Utknęłam. Czułam się osamotniona i osaczona trudnościami, bezsilna z braku perspektyw na zmianę. Owszem, znałyśmy kogoś, czasem udało się spotkać, ale niewypełnione pragnienie zawiązania relacji z inną bożą mamą paliło mnie. Byłam świeżo po poznaniu się z Rebeką – postanowiłam działać. Przełamałam się i zaczęłam szukać – napisałam wiadomość na pewnej grupie z zapytaniem czy ktoś miałby ochotę się z nami spotkać – blisko nas oczywiście, bo przecież nie byłam mobilna. Odpowiedziała pewna mama trojga chłopców w takim samym wieku, jak moje dziewczyny, i uwaga – wierząca! To był boży palec – tego jestem pewna. Zaczęłyśmy się widywać. Ta znajomość, oprócz po prostu dobrego czasu spędzonego w miłym towarzystwie, zaowocowała rozwijaniem moich umiejętności i wypełnianiem pragnień mojego serca. Z obawą, zwieńczoną ogromną satysfakcją, podjęłam się napisania rozważania do książki, którą redagowała owa mama, dołączyłam do spotkań biblijnych dla kobiet i brałam udział w warsztatach z pisania. Każdą z tych aktywności poprzedzały moje zmagania starego z nowym i ostatecznie decyzja, że chcę opuścić mój bezpieczny, acz zapyziały kącik. I choć moich owoców współpracy z Rebeką nie znajdziecie na liście spektakularnych cudów, to myślę sobie, że zobaczenie się w prawdzie i zmiana myślenia, którą podejmuje się czynem, owocują małymi-wielkimi cudami codzienności. A one konkretnie zmieniają nasze życie.

 

ULA FIEDKIEWICZ